I jak tu się porządnie nie wkurwić! Sobota wieczór, piję piwko, oglądam odjazdowy film, nie pamiętam tytułu ale sporo mordobicia, strzelanin, wybuchów, pościgów, jednym słowem - masakra! Tak jak lubię. Akcja właśnie nabierała tempa, główny bohater z kałaszem podpartym o wątrobę, w postrzępionej i zakrwawionej szmacie, z dzikim rykiem wypuszczał serię w skośnookich żółtków wyskakujących z dżungli. I walił od lewej do prawej i z powrotem, jakby kosił trawnik kosiarką żyłkową. Ja się wkręcam i jestem ciekawy co dalej gdy nagle...jeb! Reklama! Nie, wróć! Nie reklama a wyłudzenie w środku akcji odjazdowego filmu. Jak mnie to wkurwia! W najlepszym momencie chcą żebym wysłał sms-a o treści pomoc. I wtedy leci cała seria wyłudzeń. Daj złotówkę na bezpańskie psy i koty a zapewnisz im odpowiednią opiekę i schronienie. Daj złotówkę na biedne sieroty, daj na pakistańskie osły, co kopytka mają pozaginane do góry jak buty Alladyna od ciężkiej pracy, daj na budowę studni w Afryce i wiele innych. Daj, Daj, daj i tak przez 20 minut. Nie krócej! W końcu każdy musi na spokojnie, znaleźć coś dla siebie. I tak największe stacje telewizyjne, które przyciągają miliony ludzi przed telewizory na "Taniec z gwiazdami", "Jak oni śpiewają", "Mam talent" i inne gówna. Zarabiają miliony na reklamach światowych marek które w czasie emisji wrzucają swoje spoty. I te telewizje z pieniędzmi sięgającymi co najmniej mojego sufitu, wyłudzają od tak wielu biednych przygłupów ich często ostatnie grosze. Bo wiedzą że biedak, nie bez powodu jest biedny. Moja babka powtarzała: Dlaczegoś biedny? Boś głupi! Dlaczegoś głupi? Boś biedny! Dlatego nasz przeciętny Polak biedak nie ma odpowiedniego wykształcenia i ma wieczny problem ze znalezieniem pracy. Bierze co leci i łapie się każdego zajęcia żeby związać koniec z końcem. Narzeka na życie, marzy, nienawidzi, zazdrości i wkurwia się stale. Aby odpędzić myśli o zmarnowanym życiu i straconym czasie, by poczuć ulgę uzależnia się od różnych substancji psychoaktywnych. W stanie umysłowego odrętwienia staje się często współczujący, religijny i przesądny. Podzieli się ostatnim kawałkiem chleba w nadziei że "siła wyższa" wynagrodzi mu ten szlachetny czy po sto kroć. A więc liczy na "dary losu", hazardzista więc! Totolotek uczuć Pani i Panowie, osiołki, pieski, dzieci, Afryka i wszelkie inne nieszczęścia w przerwie to nasze liczby. Nasz biedak, hazardzista wysyła sms-a na wybrany przez siebie numer. Jednoręki bandyta połknął złotówkę a biedak liczy na rozbicie banku. Los mu musi dopisać tym razem, jest dobrym człowiekiem do chuja, a dobro, jak wiadomo ZAWSZE WRACA, no nie!? Aż tu nagle po jakimś czasie, proszę, wielkie nic...Nic z nieba nie spadło, aaa, nie szkodzi, widocznie musi jeszcze poczekać. W sumie to on i tak ma mało to i strata jest mała, pies ma michę i jest git. Alleluja i do przodu!
Ale dobra, dobra, co ja będę tu jechał po klasie robotniczej! Przyznaję że raz czy dwa sam wysłałem sms-a by uratować życie nieuleczalnie chorego dziecka. I przyznam że przez jakieś dziesięć, a może nawet piętnaście minut czułem się dobrze. Czułem się taki szlachetny, empatyczny, sprawiedliwy, lepszy, dobry? Problem w tym że po 20 minutach do mojej pustej, dresiarskiej głowy zakradła się zła myśl... złodziejka zaczęła plądrować zakamarki mojej głowy i wyrzucać myśli z szuflady w poszukiwaniu prawdy! Nie mogłem nic zrobić, w trakcie włamania byłem w kasynie, grałem, dobrze mi szło. Właśnie miałem dorzucić do puli złotówkę gdy dotarła do mnie zła wiadomość...
A może zamiast wysyłać pieniądze do fundacji Pani Kwaśniewskiej mógłbym za tą złotówkę kupić banana dzieciakowi spod piątki. Biedak straszny, ojciec pije, matka pije, w mieszkaniu melina a on buszuje po blokowisku i żebra. Wiecznie brudny i zasmarkany. Szkoda mi go, często widzę jak skulony płacze i szlocha na schodach do klatki, pewnie się napierdalają w jego mieszkaniu i zwiał. Co się dziwić małemu, nie ma jeszcze nawet pięciu lat, nie zdążył się przyzwyczaić. A może poszedłbym pod dziewiątkę i podrzucił chleb, mleko albo herbatę tej starej samotnej wdowie z garbem, co kaszlem budzi cały blok. Czasami jak wychodzę na olimp, to słyszę jak schodzi po schodach z góry i charczy jak zmordowana szkapa po zaoraniu pola tłustej gliny . Po godzinie, udaje jej się dotrzeć na parter, później rusza dalej w swoją codzienną drogę krzyżową, tam, gdzie można kupić dzień życia, kilka godzin bez kaszlu, kilka minut bez bólu. Nigdy nie widziałem jej z zakupami, zawsze tylko mała reklamówka z kilkoma pudełkami leków i dyndającym różańcem zaciśniętym w tej samej małej, pomarszczonej, wysuszonej dłoni. Nie ma laski, dlatego co kilka metrów łapie się czego może i staje, rozglądając się badawczo dookoła. Chyba już powoli ślepnie i staje by się upewnić że zmierza w dobrym kierunku. Jest jeszcze Marian pod jedenastką. Kiedyś znany muzyk, grał na skrzypcach. Siedem lat temu, po koncercie wracał pociągiem do Warszawy, napadli go, okradli i wypchnęli z jadącego pociągu, dla zabawy. Cudem przeżył ale stracił rękę i czucie w nogach. Jego żona uznała że na nic już się jej nie przyda i odeszła do znanego producenta. Marian został sam i pewnie też by mu się przydała moja złotówka albo i dwie a nawet i trzy. Jest też Krzysiu, uzdolniony chłopak z koślawością kolan któremu przydałaby się rehabilitacja. Jest Renata, samotna matka, była heroinistka z wirusem HIV. Dobra w sumie dziewczyna ale przeszłość już jej nie opuści, do końca. Jest Kaziu, Hanka, Roman i setka innych w moim bloku, tak blisko, na których mógłbym wysłać sms-a. Problem w tym że o nich nie mówią w przerwie krwawego filmu, programu rozrywkowego czy też innego gówna, więc nie istnieją...
Nie istnieją?
Nie istnieją?