Wtedy z telefonu wydobył
się dźwięk...
A w sumie to były dwa
dźwięki. Jeden to chyba stopa perkusji dziko napierdalająca w
tempie 180bpm a drugi dźwięk to już była cała sekwencja jednego
dźwięku która prawdopodobnie miała służyć za melodię do
jebnięcia. Gwizdek! Myślę że to ten sam w który dmuchała Kate
Winslet, tonąc w scenie finałowej Titanica, brzmiał tak samo.
Jedyna różnica polegała na tym że ktoś te trzy dmuchnięcia z
zamarzniętego płuca zapętlił i przyspieszył w zderzaczu
hadronów. Efekt końcowy, to cyfrowy
zapis łupaniny którą można otwierać kokosy i wiercić dziury w
młodym mózgu. Dźwięk wystrzelił z urządzenia prosto w moją
twarz, była to brutalna egzekucja. Fala akustyczna która dotarła
do lewego ucha w mikrosekundę spięła i sparaliżowała mi połowę
facjaty która przybrała udarowy grymas. Powieka opadła jak
gilotyna w pułapce na szczury i wycisnęła z oka wielką,
krystaliczną łzę. Wystartowała błyskawicznie w dół policzka
niczym spłoszone zwierze łowne na dźwięk wystrzału z dubeltówki,
w szaleńczym amoku piszcząc "Uciekać, spierdaalać! Byle
jak najszybciej wykonać na sobie harakiri i rozbić się
gdziekolwiek na tysiące mikroskopijnych części, by nastała cisza,
cisza wieczna. Jej się to udało ale ja nie mogłem sobie na taki
luksus pozwolić, byłem wmurowany w otoczenie. Rozglądałem się
przerażony i zdziwiony. Bo przecież gwizdkołupanina też musiała
dotrzeć do innych towarzyszy podróży ale nikt nie zareagował,
nikt nie szepnął nawet, nie szturchnął, nie posłał spojrzenia z
komunikatem "Kurwa, zabiję!" No nic! Jakby zupełnie nie
zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji. Ten po pijaku zmajstrowany
gimbus, którego matka z histerycznym płaczem, z rozrywającym
bólem, i słusznie, wydała na świat pod koniec lat 90 miał w
dłoni kurwa broń akustyczną i w każdej chwili mógł wcisnąć
klawisz głośniej. Wiedziałem że muszę wykazać się odwagą, chłodnym rozumem i bezwzględnym
poświęceniem. Sytuacja była patowa, swobodnie mogłem poruszyć
jedynie paluchem w za dużym adidasie dlatego o duszeniu gołymi
rękami, jebnięciu z grzywy czy innych technikach perswazji
bezpośredniej nie było tutaj mowy. Mała bestia z udarowym pilikiem
mp3 była na końcu autobusu, nie miałem szans się tam dostać.
Dlatego jedynym wyjściem w tej chwili było rozwiązanie
dyplomatyczne. A zatem rzekłem
- Ty mały kutasie, wyłącz
to kurwa! Ale już!
Gimbus natychmiast
przeskanował otoczenie kręcąc głowiną i usiłując namierzyć z
których ust wydobyła się prośba. Zatrzymał się na wykrzywionym
czerwonym pysku co oznaczało że mnie dostrzegł. Zmarszczył ślipka
fałszywie. Badawczo, kantem oka zlustrował otoczenie. Spojrzałem
mu głęboko w oczy i wtedy dotarło do mnie! Kropla potu rozpoczęła
wędrówkę w dół po moich plecach. Ta się nie spieszyła, sunęła
powolnie slalomem między kręgami jak ślimak, zostawiając za sobą
klejący ślad. Wywołała nieprzyjemny, zimny dreszcz, po czym
niewzruszona wsiąknęła się w gumę od gaci. Zrozumiałem że
zabrałem się do bomby od dupy strony i właśnie przeciąłem nie
ten kabel. Mechanizm zegarowy zaczął przyspieszać a moje szanse
rozbrojenia malały z każdą sekundą. Okazało się że akurat ten
gimbus był z tych co potrafią zawiązać buta samodzielnie i
właśnie skumał że nikt inny oprócz mnie nie jest dla niego
zagrożeniem. Że też musiał mi się trafić kurwa jeden z
dziesięciu! Wiedział że ma przewagę, nie mogłem się przecisnąć
i go skapiszonować. A więc posiadał też coś na kształt
logicznego myślenia i potrafił ocenić ryzyko. A więc kurwa jeden
na sto! Gimbus nie odrywając wzroku, przygryzł wargę, skierował
swój brudny palec na boczny przycisk i pogłośnił jebaninę o
jeden stopień...zawyłem, uderzony gumowym kablem dźwięku. Jeden
do zera. Musiałem zmienić taktykę, zostały dwa kable. Jeśli
teraz popełnię błąd to jak to wszystko pierdolnie...Musiałem
wykazać się niebywałym sprytem i pewną rę.. yyy.. językiem.
Musiałem mieć ludzi po swojej stronie, musiałem przemówić do
ludu.
Ludzie! Ludzie! Czy wy już
Boga w swoich sercach nie macie! Czy ten barbarzyński i bezpardonowy
zamach na sztukę która jest fundamentem największych dokonań
ludzkości nie zasługuje na waszą pogardę i gniew? Czy już
zapomnieliście o przodkach swych, przelewających krew na polach
wielkich bitew, walczących dzielnie o wolność przyszłych pokoleń
przy dźwiękach potężnych bębnów? Czy już zapomnieliście o
niebiańskich harfach, melodiach dzieciństwa tulących was do snu?
Zapomnieliście o disco relax na polsacie? Zapomnieliście, widzę
wasze spuszczone głowy Judasze, wstyd wypełniający wasze
członki... zapomnieliście o muzyce towarzysze, zapomnieliście.
Dlatego pozostajecie obojętni na czyn gimbusa który zasługuje na chłostę strunami kontrabasu. Apollo jednak litościwy a jam że
jego posłańcem, mówię do was, opamiętajcie się! I zejdzie z
drogi Conchity Wurst, wróćcie do korzeni bo inaczej biada wam
bracia i siostry. Zostaniecie straceni, wrzucą was w mainstream
rozpalony, a tam będzie już tylko radio Eska, płacz i zgrzytanie
zębów. Dlatego na mocy mi danej przez rozgłośnie radiową, ku
opamiętaniu przypomnę wam czym muzyka jest.
Dziś moi drodzy tak jak
ja przed laty, spójrzcie w studnie przeszłości... Od tysięcy lat,
wszystkim cywilizacjom, kulturom i religiom, wielkim wojnom i
rewolucjom, najwybitniejszym ludziom na świecie zawsze
towarzyszyła... nie, nie kupa, muzyka! Muzyka pozwalała zmieniać
bieg historii, zagrzewała nas do walki, doprowadzała do
spektakularnych pojednań, inspirowała do działania, skłaniała do
refleksji i przyczyniła się do wzrostu sprzedaży alkoholu. Pozwala
nam wyrażać siebie, mówi o naszych pragnieniach, marzeniach,
smutkach, mówi o nas dziś i mówi o nas jutro. Wpływa na nasz
nastrój, potrafi nas rozbawić, pocieszyć, zasmucić. Bogurodzica
wydzierana z gardeł Polskich wojaków do dziś doskonale urzyźnia
glebę Grundwaldu krzyżackimi gnatami. Piosenki Barrego White zwalczyły nie
jeden niż demograficzny a Piasek...nie Piasek nie...ten nic nie
zrobił. Ale ważne jest by pamiętać o innych wielkich artystach,
twórcach nastrojów, mistrzów muzycznego rzemiosła. Przykładów z
przeszłości można mnożyć, na każdego Chińczyka mamy co
najmniej po dwa szlagiery z każdego gatunku który rodzaj ludzki
wymyślił i sklasyfikował. A dzisiaj co? Co dzisiaj się stało z
muzyką? Włączasz na przykład telewizję a tam co? Gwiazdy setek
różnych talent show-ów wymiotują tekstami w stylu "Poczytaj
mi mamo" ozdabiając ryło miną medytującego Dalajlamy. Niby
że to takie głębokie, metafizyczne doznanie, dodaje juror który
wie tyle o muzyce co Beduin o systemie nawigacji satelitarnej. I jara
się on i jara się publika, ślina ścieka po pyskach i wtedy kropką
nad i jest kultowa już sentencja brzmiąca "nowa jakość"...
A ja myślę że jakość tego, jak modnie teraz mawiać "wykonu"
to jakość reklamówki z tesco. W sumie nawet schemat odbioru przez
ludzi ten sam. Bierzesz, jedną, drugą, trzecią do domu, nie
zastanawiając się zbytnio jak ma to wpływ na środowisko, w tym
przypadku też na ciebie, taki poziom świadomości moi drodzy! Taka
sytuacja – mawiał mój ziomek. A po przytachaniu tego rwiącego
się gówna na chatę, po kilku minutach wypierdalasz to do kosza.
Głębokie, nie? Głębokie to to może i jest, bo głębia kojarzy
mi się z dnem. Te same bliźniacze dźwięki, refreny, jebane
gwizdki, dyskoteki. A radio? Większość stacji zalewa masy
importowanym ścierwem, tym zachodnim, tym najbardziej śmierdzącym.
W modzie teraz kolaboracje przodków zbieraczy bawełny, tych już
dzisiaj mieszkających w malowniczych rejonach Beverly Hills z
klonami Grodzkiego. Drą ryja o gettach, strzelaninach i wszystkich
tych przerażających rzeczach do których na owych przedmieściach
dochodzi, prawda? Obwieszone tombakiem autorytety dla dzieci z
zespołem wyjałowionego mózgu wskazują jedyny słuszny kierunek
rozwoju muzyki. Tombakowe myśli, dokładnie przeanalizowane
przez zespoły specjalistów dostarczą słuchaczowi niezbędnych
rad, jak zostać ober-ofermą. Jakby tego było mało, mamy jeszcze
coverowców. Tych co to usiłują odpalić petardę drugi raz, po
kilkunastu latach od sylwestra w którym została wystrzelona.
Oczywiste jest że nawet jeśli ją podpalisz ponownie jakąś kurwa
neo, nano, techno nowoczesną zapalniczką, fajerwerków z tego nie
będzie. Cierpimy dziś na ospę coverowców, która swędzi i szpeci
nasze uszy i dusze. Dzisiaj tych których
jeszcze kilka lat temu wypierdalali na bruk z barów karaoke wielu
nazywa muzykami,śpiewakami. Jak można tak, się pytam!? Musimy z
tym skończyć dlatego dziś macie szanse na zmianę kierunku biegu
dzisiejszego świata moi ludzie! Dzisiaj możecie stać się
nieśmiertelni, możecie zostać bohaterami historii,
rewolucjonistami o których pamięć będzie trwać wiecznie. Niech
wasz heroizm, odwaga i szlachetność będzie fundamentem dla
przyszłych pokoleń! Dlatego bracia i siostry pora zadać decydujący
cios! Skierujcie swój gniew na ostatnie drzwi, tam skąd dochodzi
hymn Antychrysta świata muzyki i zróbcie co trzeba!
Zamknąłem oczy i
zamieniłem się w spartanina. krzycząc.
- Jeśli nie Leonidasem to
niech dzisiaj będę waszym Ryśkiem Peją z koncertu w Zielonej
Górze, wiecie co robić! Wiecie co rooooobiiiić!!! Koniec z popem,
koniec z Kombi, koniec, koniec, koniec!
Koniec trasy! Panie! Coś
Pan kurwa oszalał?! Wysiadaj Pan...
Kierowca wkurwiony
wlepiaj we mnie swój wzrok a ja nagle stałem w pustym autobusie,
nie było nikogo, nie było gimbusa i jego jebaniny...Jestem sam...?
Jak Maleńczuk, jestem sam...